Wakacje...
Przez ostatnie tygodnie skradały się za moimi plecami, pozostawiając nadzieję na poprawę ocen, czerwony pasek na świadectwie, nawiązanie kontaktu z chłopakiem, którego absolutnie nie powinnam lubić tak bardzo i wiele innych niespełnionych ambicji. Nadzieję złudną jak się szybko okazało. Ponieważ jak wszyscy wiedzą, ten dzień, tak długo oczekiwany, nastąpi już jutro. 29 czerwca będzie dla niektórych wyzwoleniem, do szarej rutyny codzienności, od krzywdzących ocen, zadań domowych i oczywiście szkoły. Dla sporej części nastolatków, jest to ulubiona data w tym roku. Ale czy dla wszystkich?
Wiem oczywiście, że letnie spacery, spotkania ze znajomymi i spanie do południa to bardzo kusząca perspektywa. Rozumiem też, że przyjemnie jest zwiedzać, podróżować i odpoczywać. Mnie również dopowiadają wizyty w obcych krajach, nad jeziorami, morzem czy w górach.
Jednak czy na pewno wszyscy cieszycie się, że ten rok szkolny macie już za sobą?
Czy nie jest wam ani trochę smutno, kiedy zauważycie, że zostawiacie za sobą to wszystko co przeżyliście ze swoją klasą, czy szkołą przez ostatnie dziesięć miesięcy?
Bo ja osobiście czuję się jakbym straciła coś bardzo cennego. Cieszę się na wakacje i na wszystkie szczęśliwe chwile, jakie niewątpliwie mnie czekają tego lata, ale dwa miesiące rozłąki z osobami stającymi się moją codziennością i jednocześnie tak bliskimi mi, napawają mnie wielkim smutkiem. Boję się, że ci ludzie się zmienią, że następny rok nie będzie taki sam. Ale jeszcze bardziej przerażające jest to że ja mogę się zmienić. Ba - mogę zapomnieć o tym wszystkim o czym teraz myślę z tak wielkim rozczuleniem.
To sprawia że mimo uśmiechu z jakim będę patrzeć na moich znajomych, kiedy będziemy jutro siedzieć w sali po raz ostatni w tej klasie, w duchu będę rozdarta. To takie dziwne. Jestem smutna dlatego że będę smutna, wtedy kiedy powinnam się cieszyć z tego że cieszę się po raz ostatni w tym roku, wraz z którego końcem nastanie dla mnie cicha rozpacz i ból. Bo właśnie tak zawsze jest i ja nie potrafię inaczej.
Kto nigdy nie czuł tej melancholii, mieszaniny bólu, rozpaczy, radości i potrzeby cieszenia się ulotną chwilą, nie zrozumie tego co napisałam. Prawdopodobnie ktoś kto w owym stanie się znajdował, również do końca tego nie zrozumie. Bo myślę że zrobić tego tak do końca, się nie da. Uczucia mają bowiem to do siebie, że są nie do wytłumaczenia.
A ja trwam w nich, gubiąc się co chwilę w swoich myślach, czując jak sekundy, minuty, godziny i dni umykają mi miedzy palcami, niczym nieuchwytne powietrze, czy nie poskromiona woda, zostawiając po sobie jedynie mgliste wspomnienia. Bo czas jest nieubłagany, nieprzekupny i nic nie jest w stanie go zatrzymać.
Miałam zamiar napisać notkę o szczęściu, na jakie każdy z nas zasłużył sobie na te nadchodzące wakacje. Wybaczcie mi nie miałam jednak siły. Musiałam napisać to, co aktualnie najgłębiej odczuwałam. Miałam dodać zdjęcie, jednak żadne nie wydawało się odpowiednio dwuznaczne aby oddawało istotę dzisiejszego posta.
Przepraszam
Dziś mam siłę podać już tylko cytat i piosenkę która wydaje się być odpowiednia.
"Why do all good things come to an end?"Nelly Furtado - All good things